|
Kto słyszał o Bojkach? Gdzie mieszkali? Czym się zajmowali na co dzień? Jak żyli? W co wierzyli? Dlaczego nie pozostał po nich prawie żaden ślad, a wszelka pamięć o nich niemal zaginęła?
Odpowiedzi na te pytania i nie tylko szukali uczestnicy wycieczki wiodącej przez Wielką Pętlę Bieszczadzką.
Ale po kolei.
Jak zawsze ( oprócz czasów pandemicznych) wyruszyliśmy w podróż w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, czyli 16 czerwca 2022 roku.
Obchodziliśmy ją w Lublinie, gdzie w katedrze ks. abp Stanisław Budzik przewodniczył uroczystej Eucharystii koncelebrowanej, po której ulicami Lublina przeszła procesja z Najświętszym Sakramentem do czterech ołtarzy.
Po tych duchowych przeżyciach udaliśmy się w długą podróż do Berezki, do Zajazdu pod Sosnami, bo to było nasze miejsce noclegowe.
Bieszczady- jeszcze najdzikszy region Polski, a Wielka Pętla Bieszczadzka to wyjątkowa trasa z krętymi drogami i malowniczymi pejzażami.
Miejsce niezwykłe.
Pętla ma długość 147 km i biegnie przez Hoczew, Baligród, Cisną, Wetlinę, Lutowiska, Ustrzyki Dolne i Górne oraz Uherce Mineralne.
Swój bieg zaczyna i kończy w Lesku. Przebiega przez Bieszczadzki Park Narodowy i cztery parki krajobrazowe.
To z tej trasy łatwo dotrzemy do górskich szlaków prowadzących na Połoninę Wetlińską, Caryńską, Tarnicę, Szeroki Wierch, Halicz, Rozsypaniec czy Bukowe Berdo.
Drogę wybudowało wojsko w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, by cywilizacja dotarła do odciętych od świata terenów, w których życie zamarło po przeprowadzonej w 1947 roku akcji " Wisła".
Mogliśmy napawać się widokami najwyższych i najpiękniejszych partii Bieszczadów.
Odwiedziliśmy wiele legendarnych bieszczadzkich miejsc.
Odbyliśmy swoistą podróż po niezwykłej historii tego regionu.
Mijaliśmy po drodze opustoszałe tereny po dawnych ukraińskich wsiach, żydowskie kirkuty, miejscowości , których nazwy nie przypominają polskich, czy cerkwie pozamieniane na kościoły katolickie.
Bramą do Bieszczad jest Lesko, kiedyś duża diaspora żydowska. Nad rzeką Hoczewką z licznymi progami skalnymi ( nieożywiony pomnik przyrody ), usytuowana jest miejscowość Hoczew.
Pomknęliśmy też przez Baligród, pamiętający liczne wydarzenia związane z historią Polski oraz Jabłonki, gdzie zginął gen. Karol Świerczewski.
Pamiętacie historię " człowieka, który się kulom nie kłaniał " ?
Jego śmierć stała się pretekstem do przeprowadzenia akcji " Wisła ", podczas której wysiedlono ludność ukraińską z terenu Bieszczad.
Zanim dotarliśmy do Cisnej, podziwialiśmy zabytkową Bieszczadzką Kolejkę Leśną, która oferuje turystom dwie trasy: widokową, pozwalającą na podziwianie okolicznych szczytów, oraz dziką, która prowadzi licznymi zakrętami przez miejsca, do których nie udałoby się dojechać samochodem.
Dla złapania oddechu na dłużej zatrzymaliśmy się w turystycznej miejscowości Cisna, gdzie odwiedziliśmy oczywiście kultową Siekierezadę, Stylem i nazwą nawiązuje ona do powieści Edwarda Stachury pod tym samym tytułem. Zasiedliśmy tam przy drewnianych ławach z siekierami wbitymi w stoły, aby się posilić i ugasić pragnienie, bo było naprawdę gorąco.
Z nowymi siłami dotarliśmy do Wetliny, gdzie niektórzy z nas wyruszyli na jeden z licznych szlaków turystycznych - szlak zielony na Małą Rawkę.
Po tej niezbyt skomplikowanej wspinaczce dotarliśmy do Zagrody Pokazowej Żubrów, znajdującej się na terenie leśnictwa Muczne.
Jest ona kontynuacją hodowli żubra w Bieszczadach, która została zapoczątkowana w 1963 roku.
Mogliśmy w niej podziwiać żubry linii białowiesko - kaukaskiej, tzw. górskiej, pochodzące z Francji i Szwajcarii.
To 7 hektarów powierzchni, gdzie żubry żyją w naturalnym środowisku. Teren porośnięty jest starymi jodłami i świerkami a przez środek przepływa potok dostarczający żubrom wody.
A myśleliśmy, że te piękne zwierzęta możemy zobaczyć tylko w Białowieskim Parku Narodowym.
Nic bardziej mylnego.
Niezwykłe wrażenie wywołał w nas Smolnik nad Sanem, a to dlatego, że znajduje się tam dawna cerkiew w stylu bojkowskim p.w. św. Michała Archanioła z 1791 roku, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Budynek jest piękny, ma ciekawą bryłę, a stare drewno wewnątrz kościoła ma zapach historii.
Podziwialiśmy też piękno Bieszczadów na najlepszym na trasie punkcie widokowym, czyli na Przełęczy Wyżna. To tu rozpoczyna się jeden z najbardziej uczęszczanych bieszczadzkich szlaków pieszych.
Jest to żółty szlak prowadzący z Przełęczy Wyżna na Połoninę Wetlińską do schroniska Chatka Puchatka.
Ze znajdującego się tu punktu widokowego rozciąga się widok na Połoninę Wetlińską i Cyrańską, połoniny Tarnicy, Bukowego Berda, Szerokiego Wierchu oraz Małej i Wielkiej Rawki.
Zatrzymaliśmy się również w Czarnej Górze. Nieocenionym bogactwem tej miejscowości są zabytki sakralne - dawne cerkwie. Do 1951 roku, czyli do czasu przesiedlenia ludności, obszar obecnej gminy Czarna zamieszkiwała głównie ludność wyznania grekokatolickiego - BOJKOWIE. Na ich miejsce przesiedlono Polaków, którzy dawne cerkwie przystosowali do potrzeb Kościoła rzymskokatolickiego. Na terenie gminy znajduje się sześć takich drewnianych cerkwi, które należą do Szlaku Architektury Drewnianej.
Mogliśmy podziwiać jedną z nich, czyli kościół parafialny p.w. Podwyższenia Krzyża Św., a dawnej cerkwi grekokatolickiej p.w. Wielkiego Męczennika Dymitra. Zbudowana została w 1834 roku. W środku znajduje się ikonostas z 1882 roku oraz zabytkowa chrzcielnica z nieistniejącej już cerkwi w Lipiu.
Obok kościoła stoi dzwonnica z zabytkowym XIX - wiecznym dzwonem.
Świątynia ulokowana jest na wzgórzu. Znajdują się w niej relikwie św. Jana Pawła II i św. Rity.
Nazajutrz czekało na nas tez wiele ciekawostek.
Solina, Polańczyk oraz Jezioro Solińskie to bez wątpienia jedna z ciekawszych i bardziej malowniczych atrakcji na Podkarpaciu.
Najpierw odbyliśmy rejs statkiem po Jeziorze Solińskim, z którego podziwialiśmy malownicze krajobrazy. Jezioro nazywane jest Bieszczadzkim Morzem. Jest to sztuczny zbiornik retencyjny, którego budowę zapoczątkowano w roku 1960. Ma powierzchnię 22 km kwadratowych i największą w Polsce pojemność - 472 mln metrów sześciennych. Maksymalna głębokość zbiornika to 60 m.. Podczas jego napełniania niestety zatopionych zostało kilka wsi. Linia brzegowa jeziora jest mocno nieregularna, posiada liczne zatoczki i liczy sobie 166 km.
Na zachodnim brzegu jeziora ulokowany jest Polańczyk - miejscowość wczasowo - uzdrowiskowa. Leczy się tutaj choroby układu oddechowego i moczowego. W Polańczyku występują wody chlorkowo - sodowo - bromkowe i jodkowe. W tutejszych sanatoriach jest miejsce dla przeszło 1200 kuracjuszy.
Odbyliśmy więc piękny spacer po Polańczyku, a nawet dotarliśmy na koniuszek cypla, skąd roztacza się piękny widok na jezioro i Zaporę. Tam też oczywiście dotarliśmy. Sama Zapora na Solinie ma długość 664 metrów. Robi spore wrażenie i jest wielką atrakcją Jeziora Solińskiego.
Obiekt wchodzi w skład Zespołu Elektrowni Wodnych Solina - Myczkowice S.A.
Opuszczając piękny Polańczyk i podążając do Berezki - naszej bazy wypadowej - zatrzymaliśmy się w Muzeum Kultury Duchowej i Materialnej Bojków w Myczkowie. Przywitał nas tam historyk i pasjonat kultury ludowej Bieszczadów Stanisław Drozd.
To niezwykłe muzeum prezentuje nie tylko kulturową różnorodność tego regionu, ale przede wszystkim stara się zachować pamięć o Bojkach, dawnych mieszkańcach, którzy od przeszło pięciu stuleci wzbogacali barwny krajobraz etniczny tych ziem, a których historia została przerwana w połowie XX wieku. Pozostały po nich tylko nieliczne ślady ich bytności oraz zacierające się wspomnienia.
Pan Stanisław Drozd zabrał nas w sentymentalną podróż po przedwojennych Bieszczadach, barwnych, tętniących życiem i skłonił do refleksji nad historią ludzi i światem, który odszedł już do przeszłości.
W ramach wizyty w tym urokliwym muzeum zajrzeliśmy do Galerii u Bojków, gdzie w otoczeniu rękodzieła bieszczadzkich twórców, degustowaliśmy oryginalną Kawę po Bojkowsku.
Można powiedzieć, że jest to miejsce magiczne, w którym sztuka splata się z folklorem wyrażonym w rzeźbie, metaloplastyce, hafcie, szkle, ceramice, ikonach, obrazach, biżuterii...
Chociaż dzień obfitował w wiele atrakcji to po powrocie wszyscy jeszcze zasiedli do wesołej biesiady, podczas której nie tylko opowiadaliśmy sobie o wrażeniach minionego dnia, ale też grillowaliśmy, śpiewaliśmy i pląsaliśmy w takt melodii płynących z akordeonu i przenośnego sprzętu muzycznego ( tu podziękowania dla Wiesia akordeonisty i didżeja zarazem ).
Było niezwykle, a atmosfera tej biesiady bardzo nas zbliżyła do siebie, bo przecież czasy pandemiczne nie pozwalały nam na takie spotkania.
Niedziela, ten upalny dzień to czas powrotu do domu, ale też jeszcze jeden bardzo ciekawy przystanek w Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce..
Znajduje się ono na terenie najstarszej na świecie nadal działającej kopalni ropy naftowej, czyli czarnego złota.
Kopalnia otwarta została w 1854 roku, a jej założycielami byli Ignacy Łukasiewicz, Tytus Trzecieski i Karol Klobassa - Zrencki.
Pośrodku muzeum stoi kamienny obelisk ustawiony przez Ignacego Łukasiewicza w 1872 roku na pamiątkę założenia kopalni. Zachowały się w nim dwa oryginalne szyby naftowe z XIX wieku o imionach " Franek " i " Janina ".
Muzeum zajmuje obszar 20 hektarów. Spacerując z przewodnikiem alejkami oglądaliśmy unikatowe urządzenia związane z przemysłem naftowym, rafineryjnym i gazowniczym. We wnętrzach budynków przenieśliśmy się w czasy kiedy na kopalni pracował jeszcze sam Ignacy Łukasiewicz. A to wszystko dzięki nowoczesnym ekspozycjom multimedialnym. Poznaliśmy historię życia założyciela kopalni Ignacego Łukasiewicza, który jako pierwszy wydestylował z ropy naftowej naftę i zastosował ją do oświetlenia, wynalazł lampę naftową. To on jest twórcą przemysłu naftowego i rafineryjnego.
Był współzałożycielem i wieloletnim dyrektorem pierwszej kopalni ropy naftowej w Bóbrce.
Znany też ze swojej działalności niepodległościowej, filantropijnej, społecznej, socjalnej.
Za działalność charytatywną papież Pius IX w 1873 roku nadał mu tytuł Szambelana Papieskiego i odznaczył Orderem Św. Grzegorza.
Postać naprawdę nietuzinkowa.
Nasza wyprawa w Bieszczady dobiegła końca.
Wszyscy uczestnicy tej pięknej wycieczki już wiedzą, że w Bieszczady jedzie się tylko raz, potem już tylko wraca.
Dziękujemy organizatorowi Tomaszowi Zdunkowi - właścicielowi biura podróży Tour Guide.
|